-obieg
śmierć jest bezradna, kiedy biorę cię za rękę,
ale tylko przez jedną chwilę, potem znowu
przyspiesza kroku, czeka aż się oddalimy
poza zasięg oddechu i cienia na skórze.
idzie w butach z wężowej skóry, niosąc w ustach
kamyk na znak milczącej zgody. kiedy wchodzi
w wodę, rzeka rozchyla uda. akt jest szybki,
nasycony napięciem i brzemienny w skutki.
a jeśli mnie zabierze w podroż, to powrócę
w lodowate dzieciństwo i z początkiem wiosny
jakiś staw się napełni resztką mego gniewu,
bo przecież co wylane spłynie do koryta.
boję się tylko tego, że odda mnie w części
zbyt małej byś dostrzegła istotną różnicę,
puste miejsce po lewej stronie łóżka, zbity
kubek z nagle bezpańskim imieniem świętego.
na dnie zostaną resztki fusów, może mleka.
ktoś z nich wywróży nowe upadki i wzloty.
to, co przyspiesza kroku, mamy przecież we krwi.
teraz potrzeba ciepła ręki, by oddalić
nadejście zimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz