Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


środa, 12 listopada 2014

Dzień Niepodlezłości



Kolejny remanencik 



















Raport z oblężonej Bolonii [list prokonsula 4]


Z.H.


to się nie skończy szybko, znów trwa oblężenie.
nadeszli barbarzyńcy o rannej godzinie
po szosach ekspresowych i autostradach
pod mur naszego miasta,
stukają do bram.

jestem ściśnięty w pewnych rozsądnych granicach
z moimi rodakami i dzielę ich myśli
pełne najszczerszej troski co ich  sąsiad robi
w łóżku i z kim oraz ile zna nieprzyzwoitych
pozycji, które nie przystoją  szczerym wyznawcom
wiary w najzwyklejszy donos, w siłę pancernych łokci i pojemność płuc
- to umożliwia zbicie krzykiem wszystkich argumentów,
przepłoszenie rozsądku i oddaje władzę
najbardziej krzykliwym karkom nad karkami.

i nawet nasze świnie, o bolońskie świnie,
wybrane nierozsądnie przez tępych wieśniaków,
reagują kwikiem, na nieśmiałe próby
odpędzenia od koryta -  racja po ich stronie,
pomimo barbarzyńców, mimo oblężenia
czy festiwalu mimów i głupawych min
na widok baby z brodą czy człowieka-słonia.  
więc wzywają pomocy boskiej matki i boskiego ojca,
wskazując na niesprawiedliwość, kiedy brudny gumiak
utrafi nazbyt celnie w rozpędzony ryj. 

i tylko nie wiem czemu co dzień o poranku              
bolacy mają smutne, zmiętoszone twarze
pełne dzikiej zawiści.
ich jutrznia się zaczyna łacińsko od krzywej
 z wykrzyknikiem, potem
benedictus dominus deus israel  z ust wyciskają niby pastę z tuby,
zapominając się do puenty o sparszywiałych pejsach.
na koniec hymn pochwalny co stawia na nogi
marsz marsz bolonia  ty dzielny narodzie.
czasem tylko ktoś stęknie z nagłym bólem w głosie
wzywając świętego zbigniewa kawafisa lecz po chwili
pieśń im podsuwa chochoł, sypiąc sieczką z głowy,
więc kołyszą się nucąc, że nic się nie stało.
pod koniec mruczanki zostaje im nic
odmieniane przez wszelkie przypadki nieznane gramatykom.
małe, słodkie nic.

to się nie skończy nigdy, chociaż barbarzyńców
za murem nikt nie widział, nawet nocne straże.
zgiełk tutaj nie milknie nawet na minutę
i strzepią się języki rozgrzane od słów.


sami się oblegamy.