Śmierć Randalla Jarella
czyli
Kochanie, nie zapłaciłem rachunku za prąd
Od tego trzeba zacząć rzecz
Wilki „Bohema”
Nie zabił go samochód, lecz przeciągły smutek,
sączony niby whisky z oszronionej szklanki,
latami i najwolniej, a mnie redukuje każdy pocałunek,
kiedy usta mijają się nam i tylko policzki,
na chwilę, niby kartka do kartki papieru
przylegają beż żadnej istotnej historii,
więc pewnie dziś też nic się nie stanie,
po cichu wypiję
kolejną szklankę wina
i pójdziemy spać.
W szpitalu nie rozpoznał go żaden z lekarzy,
nawet dobrzy znajomi – bez śladu zarostu,
słynnej brody, zmierzwionej jak spłoszony soból,
znów był tamtym młodzieńcem, wystraszonym strzelcem
z tylnej wieżyczki bombowca, gdzieś w drodze nad Bremę
Lubekę albo Hamburg,
martwym od chwili startu
i ja też z nim lecę, bo życie,
to za słaby powód,
by być jeszcze przez chwilę,
więc pójdziemy spać,
a ty znów, zamiast po mnie,
sięgniesz w mrok po psa.
Po 41. Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Haliny Poświatowskiej (1 m., 11.2020)
In my room, I want you here
Now we're gonna be face-to-face
And I'll lay right down in my favorite place
And now I want to be your dog
Now I want to be your dog
Now I want to be your dog
Well, come on
Now I'm ready to close my eyes
And now I'm ready to close my mind
And now I'm ready to feel your hand
And lose my heart on the burning sands
And now I want to be your dog
And now I wanna be your dog
Now I want to be your dog
Well, come on