Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


piątek, 30 grudnia 2011

Nu pogodi...Wołodia



Ballada z Wysocka (wersja 2011)





Płyniemy przez życie jak okręty
wcale się wstecz nie oglądamy
chociaż jak fala rzuca zdrajca los
kierunek rejsu obojętny
sygnały przeczuć pomijalne
nie kusi żaden nas zaciszny port

Kompasu nie ma, steru nie ma
i żagle wiatr już dawno zerwał
kotwicę zżarła wredna suka rdza

ze śmiercią nam nie do twarzy
z miłością nam nie pod rękę
a niech to wszystko jasny trafi szlag!
ze śmiercią nam nie do twarzy
z miłością nam nie pod rękę
a niech to wszystko jasny trafi szlag!

Człowieka odróżnia od anioła
wcale nie durnych brak skrzydełek
ale dwadzieścia tylko duszy gram
gdy zbrudzisz duszę nieśmiertelną 
umyć ją w alkoholu można
kłopotów worek przez to jest bez dna

Spiritus flat ubi vult panowie    
szklanice wznieśmy w górę prędko
zanim stoczymy się w delirium szał

z miłością nam nie do twarzy
ze śmiercią nam nie pod rękę
a niech to wszystko jasny trafi szlag!
z miłością nam nie do twarzy
ze śmiercią nam nie pod rękę
a niech to wszystko jasny trafi szlag!

Bo taki jest nasz zew odwieczny
by zmywać to co zmyć się nie da
na przykład cały pierworodny grzech
Sumienie, pamięć, ból, marzenia
wszystko co nas przy ziemi trzyma
znajdziemy zawsze na kieliszka dnie

Każdy z nas widzi w wódki lustrze,
kim był, kim jest i kim nie będzie
- prawdziwą z najprawdziwszych twarz

ze sobą nam nie po drodze
ze światem nam nie pod rękę
śmierć wybawieniem pewnym, niech to szlag!
ze światem nam nie po drodze
ze sobą nam nie pod rękę
śmierć jedna wybawieniem, niech to szlag!







(poprawki do wersji z 2007 r.)

czwartek, 29 grudnia 2011

I zasypiają z mordą na piersi w strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie...



Mieszczanin z New Jersey szczuje poetę policją
[New Jersey Homeowner Calls Cops on Bob Dylan]


Oh, where have you been, my blue-eyed son?
Oh, where have you been, my darling young one?
Bob Dylan A hard rain's a gonna fall


stary bob dylan błądzi ulicami
miasteczka w new jersey, budzi niepokój
statecznych mieszkańców,
bo wraz z nim wkrada się lęk, że przyszłość
ma zwiotczałą skórę zamiast maski z botoksu.

jest jak wstydliwy artefakt minionej epoki,
grat nie do naprawienia, który głośno skrzypi,
a wtedy budzą się zmory i szurają nocą
pod progiem wiecznie młodych mieszczan
z zadupia w new jersey.

czego się boi głupiec z pośledniego stanu,
co go wybudza z drzemki w przerwach na reklamy?
może ma strach w błękitnych oczach,
kiedy widzi chmury niosące ponad miastem
deszcz ciężki jak ołów?

a  może wraz z tysiącem mamrocze modlitwy,
których nikt nie wysłucha i dlatego chętnie
wyszczuje z pipidówy starego poetę
 z jego niechciana pieśnią.



Artykuł o incydencie w New Jersey

wtorek, 27 grudnia 2011

Policzę do stu. Może gdzieś tam zastanę siebie…


No-One Art


The art of losing isn't hard to master;
so many things seem filled with the intent
to be lost that their loss is no disaster
Elizabeth Bishop One Art


ćwiczenie samotności wcale nie jest trudne.
najpierw zamykam drzwi (a potem siebie),
wyrzucam klucze zaczynając zapominać
twarze najdroższych w moim życiu osób.   
giną mi wszystkie bezsensowne święta,
rocznice osobistych klęsk i listy życzeń.

samotność to nie żadna katastrofa, strata
sensu istnienia czy stan świadomości.
jest tylko puste miejsce na grudniowej plaży
niedawno zmyte zimną, gorzką wodą,
napis wyryty na parkowej ławce,
nagle zwolnione łóżko w obskurnym szpitalu.

ćwiczy się doskonale sama, bez udziału   
osób i znanych miejsc, najszczerszych chęci.
każdy brukuje piekło według własnych potrzeb.
można zapomnieć o tym, lecz na pewno
poczuję wszystko w świąteczny poranek.
jak świeżo boli pustka – nawet gdy nią piszę.    
   

      
         







czwartek, 22 grudnia 2011

whenever wherever



Grudzień



z moich dłoni nic nie wynika
Ingeborg Bachman Malina

nic ze mnie nie wynika, nawet koniec świata.
nie znajduję dziś żadnej rzeczy, która trzyma
przy życiu. opowiadam o tym tylko,
aby walczyć ze wstydem. inni mają gorzej.     

nie mam poczucia miejsca i poczucia czasu.
jestem rozbieżny. torby z papieru wypełnione
powietrzem mieszczą cały mój oddech zapowiedź
samotnych świąt i stołu suto zastawionego

pustymi nakryciami. sztuka tracenia
osób, kierunków, znaków nie jest wcale trudna.  
a jeśli śni się zima i pędzący szereg,
to za zakrętem czeka prosty komunikat:

historie są prawdziwe jak złudzenie puenty.

czwartek, 15 grudnia 2011

The only way to fix it is to flush it all away...



Mirra, kadzidło i ałun



wśród nocnej ciszy bóg się rozchodzi niby fale sejsmiczne
jedyny raz w roku – podśpiewuje Alicja – wtedy szczerze
wracam do zimy tam pod wartkim śniegiem biegnę
wtłoczona między pasażerów podmiejskich pociągów

a na peronie koczują królowie wioząc w walizkach
mirrę kadzidło i ałun by zatamować wyciek dobrych nowin
z jezusa który utknął po niewłaściwej stronie lustra
jak świerkowa igła wdeptana w dywan utkany z wełny

może ktoś zrobi zbawcy pożegnalny tatuaż z niskim numerem
zanim gorycz wytrawi ścieżki w skalistej wyżynie
lecz teraz po torach znów płynie do mnie światło  
gwiazdy z podkulonym ogonem canes venatici 

środa, 14 grudnia 2011

...and it was a gas



Śmierć Debbie Harry

oczywiście, tobie
E.A. Poe Beczka Amontillado


Za oknem grudzień, bramy domów stoją w ogniu.
Gęsi wyrżnięte (wyrok wykonała jesień).
Na miłość boską, Montresorze, lęk się kolebie
na rozstajnych drogach. A w śmietniku leży
strzaskane pudełko płyty
– w nim fotografia blondynki o twarzy anioła.

Można mieć szklane wnętrze i wahadło zamiast uczuć,
gaz w żyłach, który nie porusza pompy.
Życie to tylko przejęzyczenie, trujący podtytuł wiersza
napisanego z okazji Bożego Narodzenia.
Odwróć z odrazą kartkę, Montresorze
- głos blondynki utkwił niżej, wśród odpadków.  

Mocna jest cisza i rozchodzi się jak pleśń.
Nasze ulice wciąż za głębokie,
nogi za krótkie - więc utoniemy osobno . 
Śmierć nie ma wzwodu, Montresorze,
kiedy zatrzaskuje drzwi do śmietnika
– a w nim resztki anioła o twarzy blondynki. 


Wersja audio - interpretacja p. Wandy Szczypiorskiej

piątek, 9 grudnia 2011

Big Big Splash




Tumoral blues /repryza/


Chciałbym być sytym pieskiem i zatapiać zęby
w soczystych słowach, które nabrzmiały od znaczeń,
a zamiast demontażu słońc, układów planet
hodować w sobie stale czułość pod dotykiem
skóry delikatniejszej i bardziej bezbronnej
niż pocałunek – pierwszy lub ostatni – dziewczyny
poznanej nad jeziorem żartu. Ot, entropia.

Chciałbym być odbiornikiem nastrojonym czulej
na mikrofale. Taka częstotliwość wprawia  
nas w drżenie i rozgrzewa ciała nawet pod śniegiem.   
Kiedyś przecież wygasną piece, telefony
stracą zasięg, a piasek rzucany na suche
deski będzie jedynie aluzją do formy
obrotu ciał niebieskich lub kruchości bycia

wiernym.    




      

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Trudno powtórzyć te białe szarości. Nad ranem lepią się do niej słowa.



Warum

Emilowi Laine’owi


wróć do biegu do brzegu i potąd
 w giętki świat drukowanych metafor
 na manowce gdzie słowo za słowo
 wchodzi drzazgą wychodzi niełatwo
 razem z nerwem a na pewno z głową

 co się kryje za brzegiem za biegiem
 jaki biegun czy splot kropek kresek
 komunikat nadany pospiesznie
 i śmiech skryty w twojej prawej ręce
 nie krew woda czy papier w butelce

 ugnij nogi poczuj lot i wiersze