Z tomiku "Herzlich endlösen"- lada chwila, lada dzień
Idy wrześniowe [dulce
dulce dulce]
Korczakowi
państwo penisogłowych, ziemia obiecana
– tam modlą się do siebie ludzie wielkiej wiagry
(stoi im przed oczyma widmo pięknych bitew,
w których umierać będzie zapomniany frajer,
co nie zdążył na peron w nowych zaleszczykach
na moment przed zamknięciem ostatecznych granic)
pod zielonym sztandarem z bicepsem na sztorc.
nawiasu nie rozszerzy zabawna dygresja
o tym, że dziś nienawiść obraca się w nawias,
a ja widzę w tym tylko jedwabne kajdany
i lateksowy knebel wpakowany w usta
przypadkowych kochanków – ona była drobna,
wręcz krucha w swej małości, on nucił jej w ucho
wers wojenko wojenko,
zanim piach ich pokrył.
nie wiem, co tu się dzieje, chyba nie chcę wiedzieć,
czemu niebo jest puste od
kiedyś do zawsze
i dokąd poszedł gwizdać ten smutny flecista
z czeredą martwych dzieci, kiedy znikły w gazie,
a lato było piękne,
zwłaszcza tego roku,
dla wszystkich co czwórkami radośnie zmierzali
do wielkiej niewiadomej, a pochód prowadził
mały, łysy facecik w śmiesznych okularach.