Pogrzeb z Kalibanem
Jackowi Dehnelowi
Lew mojego słońca powoli umiera
– tak właśnie chciałem rozpocząć spóźniony nekrolog,
w którym brakuje przede wszystkim ciała
ofiary zabitej przez świeże powietrze
i nie ma Mediolanu.
Nie istnieję Prosperze. To samo staranie,
co ciebie wyniosło w górę, mnie zepchnęło z drogi
i brokat odpadł, i miłość zepsiała
na każdej z sześciu desek.
Nie ma Mediolanu?
Zjada mnie sama konieczność pytania
o miejsce miejsc czy imię imion
ważniejsze przecież od ciepłego łóżka
czy szeptu zaszytego w wietrze:
nie ma Mediolanu.
Jest miejsce – pamięć i nazwa jak słońce,
pod nimi moje rozpalone czoło,
pod czołem szrama po kaprysie losu,
a niżej paszcza ryczy na Berdyczów,
ciemny i głuchy po wejściu jesieni,
o niemym Mediolanie,
mojej bezimiennej.
Potem śmierć wchodzi poprawiając szarfy
na plastikowych wieńcach
z lwem wplątanym w banał.
Jackowi Dehnelowi
Lew mojego słońca powoli umiera
– tak właśnie chciałem rozpocząć spóźniony nekrolog,
w którym brakuje przede wszystkim ciała
ofiary zabitej przez świeże powietrze
i nie ma Mediolanu.
Nie istnieję Prosperze. To samo staranie,
co ciebie wyniosło w górę, mnie zepchnęło z drogi
i brokat odpadł, i miłość zepsiała
na każdej z sześciu desek.
Nie ma Mediolanu?
Zjada mnie sama konieczność pytania
o miejsce miejsc czy imię imion
ważniejsze przecież od ciepłego łóżka
czy szeptu zaszytego w wietrze:
nie ma Mediolanu.
Jest miejsce – pamięć i nazwa jak słońce,
pod nimi moje rozpalone czoło,
pod czołem szrama po kaprysie losu,
a niżej paszcza ryczy na Berdyczów,
ciemny i głuchy po wejściu jesieni,
o niemym Mediolanie,
mojej bezimiennej.
Potem śmierć wchodzi poprawiając szarfy
na plastikowych wieńcach
z lwem wplątanym w banał.
----------------------------------
Procession moves on, the shouting is over
Praise to the glory of loved ones now gone
Talking aloud as they sit round their tables
Scattering flowers washed down by the rain
[...]
Played by the gate at the foot of the garden
My view stretches out from the fence to the wall
No words could explain, no actions determine
Just watching the trees and the leaves as they fall