Bakhmut see-saw
i jeśli tylko jutro porządnie się zlepi,
przez szumy szepty ciągi rozlane jak kefir,
nowy porządek świata, po nim zbędna gnoza
pełznąca nieskutecznie przez błoto i ostrzał
pod bystrym okiem dronów do czarnego morza,
ku rdzawym kupom złomu, na przekór taktyce,
miastom podziurawionym w huczny wielki tydzień,
w których zostali ludzie, zbyt martwi by umrzeć,
z nadzieją pochowaną w kartonowej trumnie.
i jeśli takie życie jest tylko złudzeniem,
miśnieńską porcelaną sypaną pod czołgi,
albo bolesnym żartem, przy którym drgnie serce
w pospiesznej przeprowadzce w rejony spokojne,
to wtedy zwykłe słowa: cokolwiek, na zawsze
nie niosą już żadnego z najwierniejszych znaczeń.