Wiersz Nikodema D. [chamlet]
w tym kraju żyć nietrudno, grać na
mandolinie,
zostać premierem, zbijać bąki w
parlamencie,
bo po co łamać głowę – niczym
powiatowy
chamlet nad zawiłością zasad
ortografii.
to wcale nie wymaga krztyny
charakteru.
wystarczy łapać życie za pysk, a
oksfordzkie
bubki brać pod obcasy i dla
paparazzich
zrobić głupawą minę biegając za
piłką
albo wynaleźć brata – przaśnego bliźniaka
– poległego na chwałę zgniłej
republiki
o niepewnym numerze. potem już do
woli
można używać haseł i pojęć jak
cepy.
frak leży na mnie zgrabnie. to tylko
kaganiec,
pod którym sprytnie skryłem buraczane
ciało.
w ustach mi szybko więdnie bóghonorojczyzna
– tuż za rogiem wawelu lub innych powązek,
gdzie mnie kiedyś położą na
ojczyzny łono
samogonnego mefista w
leninowskiej kurtce