Opowieść wigilijna [z
opuszczonym rymem]
przy moim stole same wolne
miejsca,
puste nakrycia, które nie czekają
na postny pieróg czy na łyżkę
barszczu,
a między nimi snuje się kolęda,
nader szczęśliwa – tak jak łuska
karpia
wsunięta niegdyś w przegródkę
portfela
ta noc jest głucha i od dawnych
inna,
wprost spod ogona sfałszowanej
gwiazdy.
uparcie milczy, choć powinna
znaczyć
więcej niż prezent czy dobra
nowina,
zdjęcia schowane na półkach pawlaczy
lub zapomniana od dawna choinka.
nic się nie rodzi i nic nie
truchleje,
kevin wprost z domu jedzie do
betlejem.