Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


środa, 16 grudnia 2015

This is how we go about it to make our heads explode

Kolejny listopadowo pokonkursowy





Canto o płomieniu [idy sierpniowe]

Enola Gay
Is mother proud of little boy today
OMD Enola Gay

I
włosy matki enoli są w kolorze ziemi
ognistej niby tyczka, po której się wspina
popiół ze ślubnej sukni, a idy sierpniowe
nie mają w sobie krztyny krwawej zawartości
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

goście weselni jadą w cztery konie, z błyskiem,
lśni aluminium w słońcu jaśniej niżby tysiąc
gwiazd co prowadzą mędrców do szpetnych stajenek,
slumsów stawianych w mroku przez nienakarmionych 
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

tam na granicy chłodu, gdzie tlen zbyt leniwy,
by płynąć w ludzkich żyłach wraz z krzepnącą cieczą,
tkwi w luku zgniły owoc z drzewa wiadomości
dla małych chłopców, którzy uwierzyli w rozum 
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

zrzuca się nam sumienie, jak wężowa skóra,
zbyt łatwo i swobodnie, byśmy doczekali
optymistycznej puenty o matce enoli
czekającej na rozkaz powrotu do bazy
– więc niech się chwali cząstka rozbita na cząstki.

II
widziałem zdjęcia miasta startego na miazgę,
widziałem inne miasto zepchnięte w kanały
pełne tłustych fekaliów i much tnących fetor
ciężki niczym zasłona wieszana w świątyni
na moment przed rozdarciem, w dzień zbawiennej kaźni.

nie słyszałem wystrzałów gasnących w ruinach,
ani dziarskich piosenek śpiewanych po latach
zbyt łatwo, patetycznie, o tym, że umierać
est dulce et decorum, choć bywali wiedzą,
jak słodko śmierdzą płytko wykopane groby.

i nie ma już znaczenia, co w komorze niesie
srebrny ptak z aluminium, i na czyje głowy
spłynie jasność jasności, która wciąż się staje
dokładnym zaprzeczeniem pierwotnej intencji,
skoro ręka bez grzechu i tak rzuci kamień,
nie pytając o winę (albo o brak winy).

III
półnagi król jaszczur, stroszy bujne loki
i wzywa jeźdźców burzy na słomianych koniach,
do chatynki w Betlejem, gdzie był urodzony,
a w ręku ma dymiący od głosu mikrofon.

śpiewa o ukochanej, co zapali płomień
unoszący się górę jak słoneczna kula,
zabójcach ukrytych na rozstajnych drogach
o krok od zrozumienia, że jest tylko koniec

niesiony niby dziecko przez oblubienicę,
pannę młodą w welonie utkanym z popiołu
tuż po sierpniowych idach, weselach żałobnych
rozszczepionych na cząstki niewarte złączenia
- nasze cienie na ścianach roztopionych domów.


















piątek, 4 grudnia 2015

Prawiem jak wieszcz, prawiem jak prorok

Taki sprzed dwóch lat , hm, ponad dwóch lat. Z maluteńką aktualizacją.





Chamlet. Wiersz Nikodema D.


w tym kraju żyć nietrudno, grać na mandolinie,
być prezydentem, zbijać bąki w parlamencie,
bo po co łamać głowę – niczym powiatowy
chamlet nad zawiłością zasad ortografii.

to wcale nie wymaga krztyny charakteru.
wystarczy łapać życie za pysk, a oksfordzkie
bubki brać pod obcasy i dla paparazzich
zrobić głupawą minę biegając za piłką

albo wynaleźć brata – przaśnego bliźniaka
­– poległego na chwałę zgniłej republiki
o niepewnym numerze. potem już do woli
można używać haseł i pojęć jak cepy.

frak leży na mnie zgrabnie. to tylko kaganiec,
pod którym sprytnie skryłem buraczane ciało.
w ustach mi szybko więdnie bóghonorojczyzna
– tuż za rogiem wawelu lub innych powązek,

gdzie mnie kiedyś położą na ojczyzny łono 
samogonnego mefista w leninowskiej kurtce