Tren XVII i pół
Pańska ręka mię dotknęła,
Wszytkę mi radość odjęła
Jan Kochanowski Tren XVII
Pan dotknął mnie swą ręką, odbierając radość.
Osobno odszedł ojciec i samotnie matka.
Jestem jak pusty peron rozjaśniany słabo
przez kilka brudnych lampek w tandetnych oprawach.
Skąd ten mrok się wylewa, czemu go nabieram
więcej z każdym oddechem i czemu tak łatwo
światło oddaje pole, a cała energia
uchodzi bezpowrotnie, opuszczając ciało?
Jeśli to Pańska ręka, dlaczego tak ciężka
i mało sprawiedliwa? Przecież nie chcę więcej
niż potrafię pomieścić w dziurawych kieszeniach
albo może udźwignąć ogrzane powietrze.
A może sprawiedliwość tylko nieco ślepa,
bo zestarzał się Pasterz i kij, który trzyma,
to jedyny argument, więc na moich plecach
używa go do woli, ucząc dyscypliny.
Jeżeli Pan mnie dotknął, odbierając radość,
mianował nowym Hiobem, to nie chcę się zbudzić
wcale ze snu wiecznego, bo może zbyt mało
wie o tym, jak samotny jest bez bliskich smutek.