Wiersz już kiedyś tu publikowałem.
Dobranoc Książę! Au revoir sur Mars!
Life on
Mars
And lady
stardust sang his songs
Of
darkness and disgrace
David Bowie
Lady Stardust
Annie Piwkowskiej
Nie zabił jej pająk przypięty do szpitalnego łóżka,
ani różnica ciśnień, kiedy zanurzała twarz w dłoniach,
nucąc czy jest życie na Marsie?. Wrzesień się
otwierał
jak butelka wina jabłkowego - z lekkim szelestem
pokruszonych liści.
Przypomniało jej to letni ogród, starego mężczyznę
stojącego w oknie domu, który oplatała czule winorośl.
Gdy ćwiczyła forhendy pies gonił za każdą piłką
znikającą w trawie, a winyl lekko trzeszczał
przy frazie z refrenu
czy jest życie na Marsie?.
Wtedy też pakowała tylko jedną torbę z błękitną
sukienką i rakietą (w pełnej gotowości do startu).
Wakacje na obcej planecie, ślady jagód, które seter,
rudy jak piaski, zmywał szorstkim językiem,
były pożegnaniem przed ostatecznym zniknięciem.
Został po niej Ziggi na starym plakacie
z ledwo widocznym napisem: czy jest życie na Marsie?