Gościnne pokoje
Jutro się nie obudzę, choć świt doskonale
pasuje do mojej skroni. Ktoś go wycelował,
potem wystrzelił. O tym nie napiszą gazety.
Syte szpalty okupuje piasek, tłusty jak roponośne
grudy. Wsuwam palce w jeszcze ciepłe ciało.
Za mną już czujne przesilenie wiosny, strach
który unosi ciężar kluczy wręczanych lokatorom
pokoi gościnnych. Weekend wypełni się ziarnem
sypanym w płytkie bruzdy. Wspólnie przesuniemy
kamień – zasłoni wejście, odda rzekom chłód.
pokoi gościnnych. Weekend wypełni się ziarnem
sypanym w płytkie bruzdy. Wspólnie przesuniemy
kamień – zasłoni wejście, odda rzekom chłód.
Kto ze mną wstanie? Kto wybieli skutki
nadmiernego spożycia ciała i wina? Tylko
kobiety lub dzieci pragną szczęśliwych wersji
zakończenia. U mnie na czubku nazwiska
stoi Kain. Z latarką w ręku. Bierze pod włos,
pod krew. Z uśmiechem przepuszcza w drzwiach.