Część głowy 3
to trzecia naga zima. z tym krajem mnie łączy
tyle co los angeles z mroźnym archangielskiem
- pusta skorupa słowa, zbiór ledwie widocznych
żyłek pod twoją skórą w odserdecznej ręce
i jeszcze nagły przestrach, że tracę uczucia,
które mi pozwalają powstać, więc zdrętwiały leżę
w szarym, brudnym poranku, a kołdra jak furtka
zamyka moje usta. tak, jest takie wnętrze
bez prawa opuszczenia, wyjścia na ulicę
(i może nawet lepiej, i rozsądniej, milczeć).
jest trzecia naga zima, chłodna jak twe usta
gdy wracasz ze spaceru, a na końcu smyczy
pomyka mały piesek, zamiast centaura,
a ja uciekam z głowy w sposób niemożliwy,
bo każdy dźwięk się zbliża tuż przy końcu zdania
do progu zapomnienia, sam się wysłuchuje
nie mając nawet sensu. wolność pamiętana
to jedynie złudzenie, elektryczny strumień
w podstarzałych komórkach – jedna wielka chwila,
niesprzeczny oksymoron ( tak jak ciepła zima).
taka jest trzecia podroż – do prawego brzegu
rzeki z pomostem wbitym wprost w bok mojej głowy,
gdzie pokój bezokienny, a w nim szybki wieczór
niedający się zgubić, bo nazbyt gwałtowny
epizod przypomina, że jeszcze są frazy,
błagające o bliskość z niepodległym ciałem,
które nas ukrzyżują, przyszpilą bezradnych
do mapy z cudzej wojny od dawna przegranej
bez jednego wystrzału. pozostanie tylko
miejsce w klatce po dzwonie, co sam ogłuchł bijąc
patos na miałki proszek. po stronie ujemnej
wpisuję jako ditto: dobrze, że beze mnie.