gra występna
ojciec Alicji był kotem, miał jedynie uśmiech.
znikał najbardziej wtedy, kiedy był potrzebny.
matka utknęła w ciemnym pasażu karmiąc szczury
i gołębie. żal to tylko gra wstępna – mówiła
– gdy jest szczery. po nim każdy dzień przypomina
pocałunek przed odjazdem w nieznane.
ojciec Alicji był okiem, kropką na końcu lunety.
pod futrem miał las, który zmieniał ludzi
w mięso wtłoczone między strzępy blachy.
matka tańczyła swoje faux pas na brzegu talerza,
grając na tamburynie dla spóźnionych gości.
piosenka wrzała w niej jak liść herbaty.
ojciec Alicji był szczery, lubił krew baranka,
wypijaną chyłkiem w dworcowych zaułkach.
matka znosiła wszystko, nawet kiedy prosił
o ocet i przebicie dłoni. brakowało jej siły,
by odmówić nad nim parę zaklęć, gdy ciało
zdradzało ją z kolejnym przechodniem.
północ nigdy nie ulega łatwo – myśli Alicja
burząc dom z kostek domina – ostrzy nas na zapas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz