TomikiAubade Triste i Karmageddondostępne w księgarniach: "Sonet", Żeromskiego 27, Radom "Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom "Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa "Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa także internetowo
Z obskurnego pokoju, nudnego na zabój, gdzie ciągle cuchnie moczem z rozszczelnionej rury, w łazience nieco większej niż pocztowy znaczek nalepiony z pietyzmem na ostatniej paczce wysyłanej do krewnych na Zielone Świątki, wreszcie się wyprowadza przy życzliwym wsparciu pracowników pomocy i kilku grabarzy przysłanych tu przez urząd. Smutna gospodyni opłakuje materac, na którym zalegał podstępnie ponad tydzień, cieknąc przez sprężyny, podczas jej noworocznych odwiedzin u siostry w Bermondsey, kuzyn Julian był taki szczęśliwy, bo dostał szalik Millwall przed derbami z Chelsea i karnet na rozgrywki w sezonie wiosennym, a tu taki ambaras! Przecież drogi Bleaney był poczciwym, sumiennym, dobrym lokatorem. Mało pił, częściej palił, nie sprowadzał kobiet, nie spóźniał się do pracy, a co robił, nie wie nawet barman-spowiednik w pubie „Pod Koroną i Wyleniałym Smokiem” na rogu ulicy. Tak, chyba był katolikiem, bo co święta jeździł na nocne nabożeństwo do polskiej parafii, a teraz taki koniec, kto to wszystko sprzątnie?
Czy coś czuł, czy coś przeczuł, skoro na stoliku porozkładane leżą wszystkie dokumenty zgromadzone przez niego przez sumienne życie, notatnik z adresami, paczka fotografii spiętych cieniutką gumką, na nich w smutnej sepii tkwi uśmiechnięty chłopiec z modelem żaglówki nad brzegiem płytkiej rzeczki. Czy kiedy wypuszczał ją w rejs pomiędzy brzegi, myślał coś o życiu, zanim go osaczyło setką obowiązków i cudzych aspiracji, dobrych rad rodziny, porad telewizyjnych mędrców, starodawnych przysłów w rodzaju: krew nie woda, szanuj czas i pieniądz, odpukaj w niemalowane, Jaś się nie nauczy, kłamstwo ma krótkie nogi, nie pal żadnych mostów,
kiepsko się sypia, śni się niewyraźnie, nie wiedzieć czemu tęskni nierozsądnie, choć to dziecinne (przecież wczoraj właśnie tak powiedziałaś), więc znów jestem chłopcem
i w ręku ściskam przybrudzony sznurek, (na jego końcu szarpie się latawiec jak rozwścieczony zimnym wiatrem kundel) a niebo sunie poza własną krawędź,
nie zabierając żadnych pasażerów, bo jest donikąd i purenonsensownie pobłękitniałe od brzegu do brzegu, dwa razy dziennie bawi się w dwa ognie
z jedynym słońcem, taka zaś wyłączność jest zbyt jaskrawa i wpada w przesadę całkiem dziecinną, mocno niewygodną. niedobrze śni się, sypia niedokładnie.
latami i najwolniej, a mnie redukuje każdy pocałunek,
kiedy usta mijają się nam i tylko policzki,
na chwilę, niby kartka do kartki papieru
przylegają beż żadnej istotnej historii,
więc pewnie dziś też nic się nie stanie,
po cichu wypiję
kolejną szklankę wina
i pójdziemy spać.
W szpitalu nie rozpoznał go żaden z lekarzy,
nawet dobrzy znajomi – bez śladu zarostu,
słynnej brody, zmierzwionej jak spłoszony soból,
znów był tamtym młodzieńcem, wystraszonym strzelcem
z tylnej wieżyczki bombowca, gdzieś w drodze nad Bremę
Lubekę albo Hamburg,
martwym od chwili startu
i ja też z nim lecę, bo życie,
to za słaby powód,
by być jeszcze przez chwilę,
więc pójdziemy spać,
a ty znów, zamiast po mnie,
sięgniesz w mrok po psa.
Po 41. Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Haliny Poświatowskiej (1 m., 11.2020)
So messed up, I want you here In my room, I want you here Now we're gonna be face-to-face And I'll lay right down in my favorite place And now I want to be your dog Now I want to be your dog Now I want to be your dog Well, come on Now I'm ready to close my eyes And now I'm ready to close my mind And now I'm ready to feel your hand And lose my heart on the burning sands And now I want to be your dog And now I wanna be your dog Now I want to be your dog Well, come on