Jądro miałkości
Czarne mleko poranku pijemy cię nocą
Pijemy w południe o świcie pijemy cię wieczór
Pijemy pijemy
Paul Celan Fuga śmierci
mielemy kości trzeci dzień i już niewiele pozostało,
ot, na języku gorzki smak, mało znaczący biały nalot,
a nasze usta są jak młyn, a w nich nienawiść – młyński
kamień,
który rozetrze wszystko w pył, nie zostawiając śladu prawie
po tym, co wpadło nam do ust, przez zaklejone woskiem uszy,
przemyślnie omijając mózg i naciskając niefortunnie,
na wzdęty balon, gdzie krew z krwi co chwila się z podłością
brata,
słowem za słowo, bluzgiem w bluzg, przekleństwem za
przekleństwo płacąc.
te boże młyny naszych warg, podniebień świństwem
rozszczepionych
pracują skrzętnie dzień po dniu, gasząc nadziei słaby
płomień,
że może jeszcze miejsce jest , gdzie można przed tym szybko
uciec
zanim wzniesiemy chiński mur z wyspowiadanych gładko sumień,
który odgrodzi nas od nas w daremnej próbie oddalenia
momentu, kiedy pusty wrzask nasiąknie bielą i czerwienią
na widok rozdziawionych gąb i oczu przesłoniętych
złością,
bo zrozumiemy – cały czas mełliśmy nasze własne kości.----------------------------