Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


czwartek, 24 września 2015

Just So You Know

 Kolejny remanencik

all it was was something beautiful
when tides and dreams dont seem so tall at all


















Największy, chłodny sklep [superlativus]


Larkinowi


przed burzą niebo dymi poparzone czernią
a ja się wtedy boję że już nie poczuję 
niczego oprócz chłodu w wypasionym sklepie
z pełną klimatyzacją w najlepszej galerii
handlowej w centrum miasta gdzie tłum tak pulsuje
w sobotnie popołudnie jakby koniec świata
miał nadejść z wyprzedaży w dajwersie haemie
lub innej tajemniczej marce odzieżowej 
z tysiąca jednej nocy z milionem drobiazgów 
tuż obok kawy lodów do taktu muzaka
gdy w górze dymi niebo i pnie się nad dachem
spłaszczonym od popytu w mariażu z podażą
a ja się ciągle boję że zaginę w chłodzie
i już mnie nie odszukasz zabiorą mnie schody
niebezpiecznie ruchome przebiegłe granice  
pomiędzy naszym życiem i tym co je kończy
wtedy nagle przystaję bo śmierć z wyprzedaży
przywodzi na myśl szorstki powszedni materiał


-----------------

poniedziałek, 21 września 2015

The number of the beast? 777

Kolejny zapóźniony, zapomniany, zaczekany wiersz.



Syndrom sztokholmski [z krótszego]


oto cis, oto łaska nawiedzenia duszy
– domu bez drzwi i okien, a księżyc, jak drzazga,
utkwił, wbity pomiędzy wygięte gałęzie,
i coś się sączy ponad dachami miasteczka
przy szosie ekspresowej z nadmiarem siódemek,
a przecież to na szczęście, dobry znak i omen.

powyżej cisu  niebo i zachłanna wieczność
– w niej szeroko zamknięte, gorejące oko
z odklejoną siatkówką, co schwytała grzechy
rzekome i prawdziwe, gdyż musi utrzymać
sztokholmskich niewolników w dzbanie zbyt pojemnym,
by z dna mogli dosięgnąć do zbawczego brzegu,

zanim ich nie przybiją rachunki sumienia,
do powszedniego krzyża – jedno ramię śmierci,
a drugie ramię seksu, reszta się przyklei
samą wiarą w nadejście jakichś lepszych czasów,
kiedy na numer konta, podany w rubryce,
wpłynie choć mały procent z rozliczeniem rocznym.
  
jest jedna najpewniejsza droga ocalenia:
zamknąć drzwi, kupić bilet i nigdy nie wracać,
nawet dobrą pamięcią, bo tu na rogatkach
diabeł otwiera wrota smutnego miasteczka
z nadzieją, że przyjedziesz mocować się z bogiem,
który codziennie wlewa między uda matek

kielich pełen goryczy.

czwartek, 3 września 2015

So what difference does it make?


Kolejny sprzed roku. Remanencik. W tym tempie do aktualnych dojdę za jakieś dwa lata. Po miesiącu niechęci do publikowania czegokolwiek.





Trawa

za dużo gadam i głównie do siebie
o rzeczach, które wcale nie obchodzą
ciebie i reszty ocalałych ludzi,
a wokół lipiec w nieprzyjaznym ogniu,
tuż za nim sierpień i miasto się zburzy,
jak brudna piana bita po próżnicy.

gadam do siebie już tylko po cichu,
brzęczę gdzieś w głowie, klatce bez pamięci,
pustej, bo przecież nie ma o czym mówić
w lipcowy weekend i nie ma do kogo,
gdy noc się wędzi w lepkim letnim dymie
bez słowa skargi, czekając na chłody.

masz przecież rację – jestem tym, czym gadam
i o czym gadam, reszta jest dodatkiem,
a język tylko znakiem przestankowym,
zastygłym śladem pradawnej erupcji
pośrodku miasta, martwego kredensu
pełnego nagle umilkłych słoików.

 ------------------