Kolejny niepublikowany z 2013 r.
Eau de Barthes
Moja żałoba jest żałobą relacji miłosnej, a nie organizacji życia.
Nachodzi mnie za sprawą słów pojawiających się w mej głowie
Roland Barthes Dziennik żałobny
Jestem w stanie przedśmiertnym już od urodzenia.
Jestem – zbyt duże słowo – ale się nie boję
szklanej kruchości ludzi, którzy dookoła
budują barykady z nietrwałych religii.
Tak bałem się utraty, a kiedy nadeszła,
jak tania prostytutka z podrzędnej speluny,
przyniosła w darze pewność, że nie pozostawię
po sobie nazbyt wiele i nic nie zabiorę.
Choć nie umarłem z matką, czuję jednak kamień
zawieszony u szyi, to zwykła żałoba,
bo rozpacz się nie mieści w normalnych rejestrach
i nie ma wcale sensu, nie osusza oczu.
Czas mnie tylko oddziela od nieba z betonu
i zawieszonych w górze papierowych wspomnień.
Jestem - zbyt krótkie słowo, aby dobrze nazwać,
przedśmiertność urodzenia źle wliczoną w koszty.
-----------------------
I got the razor at my wrist
'cause I can't resist
I've got this fever burnin' fist
That does as I wish
But when I get downtown
And see what's around
I just know there's got to be
A better place to be found
I said oh, come on baby, oh, come on
The river runs red and I think I'm dyin'
Well I knew there'd come a day
When my mind would say 'hey are you afraid'
Well all I know is that I been down here tryin'
Well, I'll bleed on through the night
I suppose I'll be dead by the morning light
No don't be surprised if you mind when you find me
The river runs red and I think I'm dyin'
The river runs red and I think I'm dyin'...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz