Voyeur z Bang Bang Club
to moje pudło, pełne wyschniętych owadów
Roman Honet drzwi dziecinnego pokoju
pomarańczowe szaty mnichów falują, kiedy wytapiam
z ich ciał kruszec, by wreszcie zaistnieć na giełdzie.
świetny materiał na kolejne zdjęcie – twarze,
a po nich pełznie pasek spleciony przez krople benzyny.
albo opona, która nie zejdzie z szyi, wypełniona
żarem po brzegi bieżnika i ściana ze śladem
po bezwiednym oparciu głowy (zanim ktoś
ułoży się pod nią przecięty ostrym szeptem uzi).
zbliżenie, co nie zbliża i dotyk, co nie dotyka
wcale istoty złego, nie bardziej niż głosy wabiące
– włóż palec w bok, a jutro przetnij źrenicę,
bo i tak oszuka dziecko w zagazowanym parku