Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


czwartek, 24 sierpnia 2017

Σ' Αγαπάω Μ' Ακούς


















Nie dwa razy [dwutakt na szymborską nutę]


nie zdarzymy się dwa razy i dwa razy nie zderzymy
nic nas znowu nie połączy nie rozdzieli bez przyczyny
nawet nagość jest ubraniem w nieintymnej klatce łóżka
skoro dotyk nas oddala po omacku każąc szukać
czegoś co w zasięgu ręki kiedyś przecież było wspólne
zanim zgubiliśmy siebie w zbędnych słowach w próżnej dumie
korowodzie chwil bez ceny tak pochopnie zmarnowanych
nie dwa razy z zakochania z nienawiści nie dwa razy


-------------------
jedna z najlepszych piosenek - słucham jej ostatnio
polskich rozgłośni nie słucham


piątek, 11 sierpnia 2017

Huśtawki przed końcem końca






















Huśtawki

to wszystko jak w reklamie - dżins i styks, i neon,
wszystko, które jest niczym, w pustce się zagięło.

powracasz, skąd wyszedłeś, domknąć życie, pętlę.
zaciskasz ją dokładnie (jeszcze jeden węzeł),

łudząc się, nadaremnie, że rozpoznasz jutro
Atlantydę w prawdziwej postaci. ze smutkiem

uśmiechasz się do lustra, nie znasz odpowiedzi
o marszrutę. wiesz dobrze – wciąż na oślep jedziesz.

zadyszka. pauza. schodek. walizka na półkę.
to jest nowy początek życia? syk (gdy tłuczesz

kolano), inwektywa, ciężka jak cholera,
po co ci tyle gratów? przecież się wybierasz

w jedną stronę, starannie zacierając ślady.
październik, morze, mewy, pasmo siwej piany

pokryło bielmem piasek. moczysz w wodzie stopy
(buty wysuszysz w locie), teraz szybko podpisz

pocztówkę, może dojdzie. szum wysokich sosen
przywabia cię przestrzenią,  spóźnionym łopotem

ptasich skrzydeł i  lękiem - kipi pod nim pustka.
niebo jest za daleko, więc pójdziesz się huśtać.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Państwo penisogłowych - czyli jeden obraz wart tysiąca słów

















z najnowszego tomiku "Herzlich Endlösen"





Idy wrześniowe [dulce dulce dulce]

Korczakowi

państwo penisogłowych, ziemia obiecana
– tam modlą się do siebie ludzie wielkiej wiagry
(stoi im przed oczyma widmo pięknych bitew,
w których umierać będzie zapomniany frajer,
co nie zdążył na peron w nowych zaleszczykach
na moment przed zamknięciem ostatecznych granic)
pod zielonym sztandarem z bicepsem na sztorc.

nawiasu nie rozszerzy zabawna dygresja
o tym, że dziś nienawiść obraca się w nawias,
a ja widzę w tym tylko jedwabne kajdany
i lateksowy knebel wpakowany w usta
przypadkowych kochanków – ona była drobna,
wręcz krucha w swej małości, on nucił jej w ucho
wers wojenko wojenko, zanim piach ich pokrył.  

nie wiem, co tu się dzieje, chyba nie chcę wiedzieć,
czemu niebo jest puste od kiedyś do zawsze
i dokąd poszedł gwizdać ten smutny flecista
z czeredą martwych dzieci, kiedy znikły w gazie,
a lato było piękne, zwłaszcza tego roku,
dla wszystkich co czwórkami radośnie zmierzali
do wielkiej niewiadomej, a pochód prowadził

mały, łysy facecik w śmiesznych okularach. 

piątek, 4 sierpnia 2017

08.1944 (4) - Canto o płomieniu




















Canto o płomieniu [idy sierpniowe]

Enola Gay
Is mother proud of little boy today
OMD Enola Gay

I
włosy matki enoli są w kolorze ziemi
ognistej niby tyczka, po której się wspina
popiół ze ślubnej sukni, a idy sierpniowe
nie mają w sobie krztyny krwawej zawartości
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

goście weselni jadą w cztery konie, z błyskiem,
lśni aluminium w słońcu jaśniej niżby tysiąc
gwiazd co prowadzą mędrców do szpetnych stajenek,
slumsów stawianych w mroku przez nienakarmionych 
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

tam na granicy chłodu, gdzie tlen zbyt leniwy,
by płynąć w ludzkich żyłach wraz z krzepnącą cieczą,
tkwi w luku zgniły owoc z drzewa wiadomości
dla małych chłopców, którzy uwierzyli w rozum 
– na wysokości chwała i rozbicie cząstki!

zrzuca się nam sumienie, jak wężowa skóra,
zbyt łatwo i swobodnie, byśmy doczekali
optymistycznej puenty o matce enoli
czekającej na rozkaz powrotu do bazy
– więc niech się chwali cząstka rozbita na cząstki.

II
widziałem zdjęcia miasta startego na miazgę,
widziałem inne miasto zepchnięte w kanały
pełne tłustych fekaliów i much tnących fetor
ciężki niczym zasłona wieszana w świątyni
na moment przed rozdarciem, w dzień zbawiennej kaźni.

nie słyszałem wystrzałów gasnących w ruinach,
ani dziarskich piosenek śpiewanych po latach
zbyt łatwo, patetycznie, o tym, że umierać
est dulce et decorum, choć bywali wiedzą,
jak słodko śmierdzą płytko wykopane groby.

i nie ma już znaczenia, co w komorze niesie
srebrny ptak z aluminium, i na czyje głowy
spłynie jasność jasności, która wciąż się staje
dokładnym zaprzeczeniem pierwotnej intencji,
skoro ręka bez grzechu i tak rzuci kamień,
nie pytając o winę (albo o brak winy).

III
półnagi król jaszczur, stroszy bujne loki
i wzywa jeźdźców burzy na słomianych koniach,
do chatynki w Betlejem, gdzie był urodzony,
a w ręku ma dymiący od głosu mikrofon.

śpiewa o ukochanej, co zapali płomień
unoszący się górę jak słoneczna kula,
zabójcach ukrytych na rozstajnych drogach
o krok od zrozumienia, że jest tylko koniec

niesiony niby dziecko przez oblubienicę,
pannę młodą w welonie utkanym z popiołu
tuż po sierpniowych idach, weselach żałobnych
rozszczepionych na cząstki niewarte złączenia

- nasze cienie na ścianach roztopionych domów

czwartek, 3 sierpnia 2017

08.1944 (3) - poległym poetom
















4.08/16.08

Dla G. i B.

okno, kula i oko - najwierniejsza linia,
która prowadzi chłopców bolskich w sierpniowe noce ku wieczności
przepowiedzianej im przez matki w wiecznej żałobie narodowej,
a dalej płynie tylko wisła  i szemrzą dziady, towiańszczyzna,
zły miód się leje wprost na rany szyte grubymi nićmi z lnu.

ten, kto przystanie na tej linii przez chwilę dłuższą od oddechu
strzelca na krótko przed wystrzałem, kiedy na spuście kładzie palec,
sam się przekreśli płaską linią, sam się ułoży w nowy wzór.

patos i wieczność nakładają solidny knebel, potem diament
upada prosto do studzienki kowanej ostro, prosto w ścieki,
którymi miasto sobie gada  z prawdziwym światem poprzez wodę.


zamykam okno, gaszę oko, wyjmuję kulę, stawiam mur. 

środa, 2 sierpnia 2017

08.1944 (2) - Psalm tunelowy




















Psalm tunelowy [widzenie]

nad liter bruzdą - widzisz jeszcze
mój obraz: idę przez powietrze,
a za mną miasto moje idzie.   
Tadeusz Gajcy Do potomnego


miejskie chodniki zawieszone
nad popiołami strzegą pilnie
byś się nie zapadł w wąskie bruzdy
którymi sunie w dal niepamięć

każda litera to jest rana
rozdrapywana przez dzisiejszych
i tych co jeszcze nie zginęli
kradnąc umarłym dni zaduszne

kiedy w tunelu metra wagon
jak kret przepycha się przez ciemność
wciąż słychać szept przydrożnych chłopców
i dziewcząt  zamienionych w kamień

a w górze miasto zawisając
niby koliber wciąż się żywi
różową kreską którą niebo
wypuszcza rankiem ponad dachy

w powietrze ciężkie
od niczego

wtorek, 1 sierpnia 2017

08.1944 (1) - Wiersz, który nie rapuje się z niczym




















Wiersz, który nie rapuje się z niczym


Kolejny dzień jak palę ogniem wilczura pysk
Lao Che Barykada

Słońce jest w znaku lwa, więc ognista grzywa
podpala wszystko – już płonie i Wola,
pałacyk Michlera, pamiątki rodzinne,
a złoty kurz się sypie na pola pszenicy
z dala od tego miasta. Tabliczka na szorstkim
murze kamienicy, to ślad, że stąd wyszli
i już nie wrócili. Ktoś może powiedzieć:
śmierć jak dwa miesiące wakacji pod ogniem,
plus szybkie miłości, śluby i rozwody,
chrzty z krwi, a nie z wody, piekielna Hurghada,
w niej toczą się czaszki, gada zburzone miasto,
zaś kneble barykad duszą oddech w ulicach,
nie słychać nic innego – papieros papieros
skanduje tłum pod sceną i to ślad kolejny,
po tych, co odeszli, ale nie zginęli.