Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


sobota, 19 kwietnia 2014

Na Wielkanoc: A ci, co nieśli gwoździe, spóźnili się trochę.





A ci, co nieśli gwoździe, spóźnili się trochę

I.
A ci, co nieśli gwoździe, spóźnili się trochę.
Tłum zgęstniał napowietrznie, straże dzielą ścieżki,
spychając ciała gapiów przesiąknięte potem
(patrz: zaraz tutaj przyjdzie, potem będą nieśli

stipes, bo dla skazańca jest trochę przyciężki),
przekupnie przekrzykują gwar „tu słodkie figi,
winogrona, daktyle, siekane orzeszki”
obok znowu dzieciarnia raźno kręci frygi,

podpłomyki się pieką, palenisko dymi,
kot przemyka w cień chłodny posuwistym krokiem,
skwar, handlarz drobiu pluje pestką z dyni
w koguta, który w klatce dopadł właśnie kwokę

(„jajek z tego nie będzie, nie na harce pora”),
w słońcu mętnieją łuski ryb prosto z jeziora.


II.
W słońcu mętnieją łuski ryb prosto z jeziora,
karpie, wyborne sumy i świeżutkie brzany,
szarpie ostro postronkiem wychudzona koza
– „weź to bydlę bo zaraz przewróci stragany”

krzyczy handlarz, za chwilę lecą z trzaskiem dzbany,
tysiąc i jeden ozdób, tkanin zwiewnych bele,
rzemyki od sandałów i perskie dywany
– towar za tysiąc szekli na ziemi się ściele,

już złapali za kije, krew się w żyłach grzeje
krzyk w gardłach rośnie dźwiękiem lekko przykurzonym,
padły pierwsze przekleństwa, rzucono kamienie,
gdy miedzianym jękiem wszystko przytłoczyły trąby.

Tłum na kordon napiera, trzeszczą w ścisku żebra
- skazaniec wraz z asystą w podróż się wybiera.

III.
Skazaniec wraz z asystą w podróż się wybiera
(czy jest chociaż przystojny, powiedz czy go widzisz
- ciekawska z tyłu tłumu głośno się wydziera),
wszyscy chcą bliżej, tłoczniej, nikt już się nie wstydzi,

pchają, jęczą i suną, jakby wzięci w tryby
zapachu krwi, amoku, niewzruszony wcale
odbija ludzką falę straży kordon sztywny,
konwój w ostatnią drogę przesuwa się dalej.

Już ci o słabszych łokciach gdzieś z tyłu zostali,
złodzieje umykają, niosąc pełne mieszki
w zupełnym rozgardiaszu sprawnie urzezane,
pobity handlarz zbiera z ziemi garnków resztki

(zgięty za brzuch się trzyma, zanosząc się szlochem).
A ci, co nieśli gwoździe, spóźnili się trochę.


wtorek, 15 kwietnia 2014

Wiersz dla pożegnanych

Staruteńki, ale od wczoraj smutnie aktualny

Zaczęte



Oswajam codziennie to, czego oswoić
nie można i zbliżam powoli do głowy
(jak lufę paskudnie wygłodzonej broni)
zrozumienie pustki i braku osoby.

Podłoga nie trzeszczy, to jasne, bo kroki
odchodzą na zawsze wraz z rytmem osoby,
tuż za zapachami, choć jeszcze się broni
obraz lub tembr głosu (gdzieś tam w tyle głowy).

Oswajam codziennie, nie - ona oswaja
mnie i wszystkich wokół. Na spacer. Gdzie kroki...



 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Norwid i 1984

Wiersz ma prawie rok i nie bardzo wiedziałem co z nim zrobić. Okolicznościowy, dydaktyczny i podyktowany chwilą. Poszedł na konkurs im. Norwida i wrócił poniekąd z tarczą. No może z tarczką. 





Najntinejtyfor 
[Paulinie na pocieszenie po prezentacji z Orwella]

Wojna to pokój. Wolność to niewola.
Ignorancja to siła.
George Orwell  1984


powiem ci córeczko, jak bardzo samotna
będziesz czytając Pounda, Prousta i Orwella,
gdyż wszechświat się wydurnia, a między półkami
rośnie ciemna materia i kłębi się próżnia.

zanika alfabet, język już przyrasta
do podniebienia sytym, wszędobylskim osłom,
dla których emotikon to obcięta głowa
żołnierza zabitego tuż przy stacji metra.

przemija postać świata stworzonego słowem,
gdzie początkiem alfa, a końcem omega.
wracamy do jaskini z cyfrowym pięściakiem,
malować tępe buźki na zbrojonych ścianach.

kiedy masz do wyboru: albo być jak wszyscy,
czyli wcale nie istnieć, albo w pojedynkę
przemierzać lata świetlne pomiędzy półkami,
to idź wyprostowana i daj głupcom zdzierać

gardła w żabim rechocie - aż do pierwszej krwi.