Z tym krajem łączy mnie już tylko grawitacja

Κομνηνός Κασταμόνου

Ἰδοὺ ὁ ἄνθρωπος


Tomiki Aubade Triste i Karmageddon dostępne w księgarniach:
"Sonet", Żeromskiego 27, Radom
"Księgarnia Literacka im Witolda Gombrowicza", Żeromskiego 83, Radom
"Tarabuk" ul. Browarna 6,Warszawa
"Czuły Barbarzyńca", ul. Dobra 31, Warszawa
także internetowo


http://sklep.danmar.waw.pl/?4,karmageddon-pawel-podlipniak

http://ksiegarniagombrowicza.osdw.pl/


poniedziałek, 19 lutego 2024

Przecież to właśnie skowyt kończy każdy świat

 

 

 

Pandemon

 

Tamta bezradna zima, kiedy prawie umarłaś

w szpitalu odciętym kwarantanną od całego świata,

wyżłobiła w moim mózgu kilka bruzd głębokich,

których nie zasypie nigdy żadna dawka

inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny.

 

Chemia to tylko dodatek do stanów ulotnych

pomiędzy nagłą śmiercią, a chwilą nad ranem,

kiedy strach puka w okna i kwiaty na szybach

mróz w pośpiechu wyciera słonecznym rękawem,

a nieodebrany telefon ciąży niczym wyrok.

 

Bałem się, że odejdziesz i nawet nie zdążę

powiedzieć ci, jak bardzo bez ciebie mnie nie ma,

choć to przeckliwy banał, przesłodzona miazga,

na którą zbił mnie wirus w grudniowy poranek

na śliskich schodach domu, tuż pod twoim progiem.

 

A dzisiaj tylko milczę i nie wiem dlaczego.

Może zostałem w tamtym, cholernym szpitalu,

przykuty do poręczy bezpańskiego łóżka 

za karę i teraz moje sny w obrożach

duszą mnie bladym świtem swoim wsobnym krzykiem.

 

Przecież to właśnie skowyt kończy każdy świat.

wtorek, 13 lutego 2024

Nasze własne, wstydliwie tuczone potwory

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lekcja anatomii

 

Otwieraliśmy wnętrze ziemi, jak brzuch tej kobiety

na stole sekcyjnym Tulpa, choć ciut brakowało

szpadlom ciętej precyzji niechybnych skalpeli,

a spod powłoki darni na świat wypełzały

oślizgłe kłącza chwastów, larwy i pędraki,

by potem stopnieć w ogniu wraz z kopami liści,

dusić wstęgami dymu wrześniowy poranek.

 

I ten banał krwawego słońca - ono z każdym świtem

coraz słabiej drążyło warstwy mgieł na polach,

gdzie wilgoć wygrywała bitwy szarżując zgnilizną

aż do granic absurdu wytyczonych drutem

kolczastym niby kasztan, rdzawym niby głogi,

za którym ktoś umierał - obcy w obcej ziemi,

odrzucony przez siewców trędowatych sumień.

 

Tak, przestaliśmy pytać, dokąd wiedzie droga,

kiedy stało się jasne, że łatwiej otworzyć

brzuch na stole sekcyjnym sprawną ręką Tulpa,

lecz znacznie trudniej zamknąć, jeśli na świat wyjdą

nasze własne, wstydliwie tuczone potwory.   

wtorek, 28 listopada 2023

Heimat - mój dialog z Pawłem Huelle, którego już nie dokończę

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Heimat [konwertka dla Pawła Huelle]

 

to kraj bez win i winnic, dołem idą kierpce,

waciak i gumofilce, cygańska muzyka,

a matka boska w klapie przygląda się temu

z bezpiecznej wysokości pod sumiastym wąsem.

 

to kraj bez win i grzechów, który wciąż się buja

jak dzwon od okupacji aż do odkupienia,

a gdzieś pomiędzy nimi błąka się przedmurze

i huczy wiatr zdradziecki wprost z nieludzkiej ziemi.

 

to kraj bez i kremówek z dobrym życiorysem,

brązów lanych bezczelnie koturnowym karłom,

gdzieś na wiejskiej ulicy – tam pijane kundle

obsikują nogawki bezpańskim poetom.

 

to kraj i ja w nim jestem, bo to stan umysłu,

a nie miejsce na mapie. tu wciąż się zawiesza

nad drzwiami krucyfiksy, by strzegły od licha,

kiedy cetno spoczywa w niewłaściwej dłoni.

 

to ja, piołun i miazga, ostry okruch żwiru

wzięty z pobocza drogi, co wiedzie donikąd.

każdy mój krok to taniec z głową pełną słomy,

w której ukryłem hasło: a to cośtam właśnie. 

 

 

z tomiku Madafakafares (Olkusz 2014)